
Buty do ślubu….
Za moich czasów…hihi…to naprawdę nie było tak znowu dawno 🙂 KAŻDA panna młoda szła grzecznie do ślubu w białych bucikach, satynowych lub skórzanych, gładkich lub lekko ozdobionych, ale uwierzcie mi, bez żadnych szaleństw.
Teraz wybór i możliwości są dużo większe i to jest S-U-P-E-R!
Butom stawiamy wysokie wymagania, muszą być nie tylko piękne, ale przede wszystkim wygodne, idealnie dopasowywać się nie tylko do naszej stopy, ale całej stylizacji, przyciągać uwagę, ale nie odwracać jej od sukienki itp.itd. Stąd czasem ich poszukiwania są jeszcze dłuższe i bardziej skomplikowane niż wybranie suknie ślubnej. A co mamy do wyboru?
- klasyczne szpilki, ale już niekoniecznie białe czy ecru, mogą kontrastować z sukienką i współgrać np. z kolorem bukietu – propozycja odważna i bardzo efektowna – czerwone róże i takie też szpile…
- baleriny – szczególnie gdy jesteś wysoka w stosunku do swojego partnera i nie chcesz “górować” nad nim, w sklepach można upolować piękne “biżuteryjne” i bardzo ozdobne, eleganckie balerinki – przy okazji będzie Ci wygodnie 🙂
- jeśli kupiłyśmy buciki wygodne, delikatne ale czegoś nam jednak w nich brakuje możemy pokusić się o ich ozdobienie, same lub zaufać osobom, które się tym zajmują – wiele dziewczyn z branży “handmade” przygotowuje takie ozdoby w postaci kwiatów, kokard, koronek, piórek czy perełek i tworzą z tego fantastyczne kompozycje, które w delikatny, lub, jeśli wolisz, całkiem odważny sposób oryginalnie ozdobią Twoje buty,
- buty dla tancerzy – można zamówić w specjalizujących się w tym temacie pracowniach buciki szyte dla nas na miarę,
- buty sportowe – często też kolorowe, to opcja głównie na przebranie i do luzackiej sesji ślubnej, ale niektóre Panny Młode, szczególnie te, które na co dzień po prostu nie chodzą na obcasach, zamiast się w nich męczyć wybierają wygodę i mają do tego pełne prawo!
Ja, gdybym to teraz dopiero stawała na ślubnym kobiercu, wybrałabym buty w stylu glamour….srebrne lub złote, błyszczące, takie “księżniczkowe”, ale broń Boże nie tandetne….stąd zapewne wydałabym na nie prawdziwą fortunę, ale co tam….raz się żyje 🙂